ZA PÓŹNO

- Marcin, czy mógłbyś mnie teraz poprosić o rękę? 
- Tu? W kuchni? - Zapytał zdumiony.
- Nie o to mi chodzi. Mam na myśli chwilę, obecny czas a nie miejsce. - Sprostowała Sylwia nieco zakłopotana.
- No co ty, skarbie - podszedł do niej i objął w pasie. - Wiesz jak bardzo cię kocham, życie bym za ciebie oddał - wziął głęboki oddech - i kiedyś na pewno weźmiemy ślub, ale jeszcze nie teraz.
- A kiedy? - Zdołała wyszeptać resztką silnej woli.
- Oj głuptasku - pocałował dziewczynę w czoło. - Pewnego dnia w przyszłości. Skąd mogę wiedzieć jaki to będzie dzień. Chodź mój kwiatuszku. Wypijemy kawę i spędzimy miły wieczór przed telewizorem. Wybrałem świetny film. Jest naprawdę dobry, zobaczysz! - Wykrzykując ostatnie zdanie, zniknął za drzwiami łazienki.
Jak tylko Marcin zamknął za sobą drzwi, Sylwia usiadła zrezygnowana na krześle, z trudem opanowując napływające do oczu łzy. Dużo odwagi kosztowało ją zadanie mu tego pytania. Powróciły wspomnienia. Taka była szczęśliwa, kiedy zawarli znajomość na bankiecie.
Ten wysoki blondyn o błękitnych oczach od razu wywarł na niej ogromne wrażenie. - Musisz należeć do mnie na zawsze - zadecydował. Kiedy po przyjęciu poszli do parku, Sylwii kręciło się w głowie. Te słowa, muzyka i wino. Siedzieli na ławce prawie do świtu, rozmawiali, milczeli i Sylwia czuła jakby znała go od zawsze. Przez pół roku spędzali razem każdą wolną chwilę a potem Marcin zaproponował aby zamieszkali wspólnie. Pomimo wcześniejszych oporów w końcu się zgodziła. Od tego dnia minęły prawie trzy lata. Tak długo znała też Arka. To on zaprosił ją na ten bankiet. Czasem nawet twierdził, że sam przyczynił się do posiadania rywala w osobie Marcina. Traktowała te słowa jako żart. Niewątpliwie łączyła ich prawdziwa przyjaźń. Dlatego także i tym razem zdzwoniła do niego, prosząc o spotkanie.
- Źle się czujesz Sylwiu? - Zapytał Arek z wyraźną troską w głosie, kiedy siedzieli na przeciwko siebie w kawiarni. - Jakoś mizernie wyglądasz. - Spojrzeli sobie w oczy i Sylwia dotknęła dłoni przyjaciela.
- Jestem w ciąży - oznajmiła. Po raz pierwszy wypowiedziała te słowa na głos i czułą jak drży.
- To wspaniale - wyszeptał, pochylając swoje muskularne ciało ponad stolikiem, aby złożyć na jej czole przyjacielskiego całusa. - Przyjmij moje gratulacje. Będziesz cudowną mamą. Marcin to pewnie oszalał ze szczęścia.
- On nic nie wie - wbiła wzrok w szklankę z sokiem pomarańczowym. - To ósmy tydzień ciąży. Dwa dni temu zrobiłam badania.
- To powiedz mu jak najszybciej. 
- Ty nic nie rozumiesz - zaczęła - nigdy nie chciałam wychodzić za mąż z powodu ciąży, a nawet w tej sytuacji nie jestem pewna czy dojdzie do ślubu. Źle się z tym czuję. - I dalsze słowa popłynęły lawiną. Opowiedziała mu o wydarzeniach minionego wieczoru. Marcin miał swoją prace w banku oraz masę rozrywek do późna. Od dawna nigdzie razem nie wychodzili. Właściwie żyli obok siebie coraz bardziej jak obcy ludzie, nie rozmawiali o wielu rzeczach. Łączyło ich coraz mniej wspólnych spraw. Pomimo wszystko Sylwia żyła nadzieją na poprawę sytuacji. Chciała zalegalizować ich związek i stworzyć prawdziwą rodzinę, tymczasem łączące ich więzi coraz bardziej się poluźniały, a Marcin nie przejawiał żadnej inicjatywy.
- Tak więc, sam widzisz - kończyła opowieść - tak więc spodziewam się dziecka i obawiam się, że będę musiała wychowywać je sama.
- Jak mu powiesz o ciąży to Marcin na pewno ożeni się z tobą.
- Ale ja nie chcę tak - zaoponowała - On nie chce teraz brać ślubu. Nie będę go błagać ani tym bardziej używać dziecka aby go zmusić do ślubu.
- Sylwiu - Arek objął dziewczynę ramieniem, siadając na krześle obok. Zastanów się czy nie walczyć o wasz związek dla dobra dziecka i twojego. Możesz być bardzo szczęśliwa. Przytulił ją do siebie i Sylwia w tym momencie poczuła się naprawdę dobrze. 
Po powrocie do domu nadal nie miała pewności co do słuszności swojego postępowania. Arek długo ją przekonywał. Włączyła muzykę, aby zagłuszyć niepokojące ją myśli. Zabrała się do przygotowywania ulubionego dania Marcina- lazanii. Kupiła wino, chociaż samo go nie wypije, kwiaty do udekorowania stołu, świeczki. I na koniec pierwsze maleńkie buciki dla ich dziecka. Właśnie w taki sposób przekaże mu tę nowinę. Po skończonych przygotowaniach do wczesnej  kolacji, usiadła w fotelu, odprężona z ciekawą lekturą.
Książka pochłonęła ją całkowicie. Nie zauważyła mijających minut i godzin. Zasnęła w fotelu. Kiedy się ocknęła, dochodziła północ. Marcina nadal nie było. Spojrzała na przygotowany stół. Cały jej wysiłek poszedł na marne. Ubrała piżamę. Usłyszawszy odgłos otwieranych drzwi szybko wskoczyła do łóżka, udając sen. Marcin położył się obok niej w koszuli i spodniach. W jego oddechu wyczuła alkohol i poczuła mdłości. Jakoś udało się jej zasnąć.
- Kochanie - obudził ja pocałunkiem - nie bądź zła. - Kolega dostał awans i zaprosił nas do pubu. Sama rozumiesz. Nie mogłem odmówić. Kiedy nie zareagowała, kontynuował swój monolog. - Przepraszam kwiatuszku. Co mam zrobić, żebyś przemówiła? Może buziaczek pomoże? - Przybliżył się do niej jeszcze bardziej. - Rybko, daj już spokój. Jak długo masz zamiar być obrażona? - Sylwia nadal milczała. - Jak sobie chcesz! Chyba niepotrzebnie się wysilam. Żebyś później nie mówiła, że jestem nieuprzejmy! - Wyszedł do łazienki z impetem trzaskając drzwiami. Wrócił po dłuższej chwili. Założył czyste rzeczy, zostawiając brudne porozrzucane wokół. Często tak robił a ona potem wszystko sprzątała. - Najlepiej sobie popłacz - rzucił na odchodne - może wtedy ci przejdzie. Spryskał się obficie wodą toaletową, którą kupiła mu niedawno i nie spojrzawszy nawet w jej stronę, wyszedł z mieszkania.
Sylwia wstała powoli, niczym lunatyczka. Zaczęła pakować swoje rzeczy. Zabrała tylko to, co należało do niej, ubrania, kosmetyki, pamiątki. Nie dotknęła nawet prezentów, jakie dostała od Marcina przez te wszystkie lata. Włożyła do szuflady nocnego stolika maleńkie buciki. Na pamiątkę. Wezwała taksówkę i poprosiła sąsiada o pomoc w zniesieniu swoich rzeczy. Jedyne miejsce o którym pomyślała to mieszkanie Arka. Rodzice zginęli w wypadku cztery lata temu, nie miała rodzeństwa a swoje mieszkanie wynajmowała koleżance od chwili gdy zamieszkała z Marcinem. Przyjaciel otworzył jej drzwi, zdumiony widokiem walizek. Nic nie musiała mówić, zaprowadził ją do salonu, wniósł bagaże i widząc jej smutną minę, przytulił mocno. Dopiero wtedy dała upust emocjom i po jej policzkach popłynęły łzy. Nigdy jeszcze nie czuła w swoim sercu takiego żalu. Płakała coraz bardziej a Arek tylko ja obejmował i głaskał po włosach. Kiedy się uspokoiła zrobił gorącą herbatę i kanapki. Tej nocy odbyli długą rozmowę. Przyjaciel złożył jej propozycję zamieszkania w jego domu. Przyjęła to zaproszenie z ogromną wdzięcznością.

 Z dnia na dzień powoli odzyskiwała wewnętrzny spokój. Arek chodził z nią do lekarza na badania, głaskał po brzuchu i rozmawiał z dzieckiem w żartobliwy sposób. W ciągu dnia dzwonił po kilka razy do biblioteki, w której pracowała, sprawdzając czy wszystko w porządku.Razem kupowali ubranka dla dziecka i prześcigali się w wymyślaniu imion dla dziecka, dziewczynki. Na wspólne spędzanie wieczorów tez nie brakowało im pomysłów. Nie miała czasu, żeby odczuwać rozpacz z powodu jej nieudanego związku, chociaż nie było jej z tym łatwo. Całą uwagę skupiała na własnym zdrowiu i na małej córeczce, która rosła w jej brzuchu.
- Wiesz- zaczęła swoje zwierzenia pewnej niedzieli - zawsze marzyłam o tym, że Marcin oświadczy się w rocznicę naszego poznania, w parku pod gołym niebem. w tym samym parku, gdzie zaczęła się nasza miłość. 
- Twoje marzenie może jeszcze się spełnić - powiedział Arek, masując stopy Sylwii, spoczywające na jego kolanach.
- Za późno. - Westchnęła Sylwia. - To nie byłoby już to samo. Teraz jedyne co do niego czuję to ogromny żal, że tak się zachował - popatrzyła na niego z czułością. - Dziękuję ci za pomoc. Nie wiem jak przetrwałabym to wszystko bez ciebie. Zaofiarowałeś mi wszystko, czego potrzebowałam. To bardzo dużo dla mnie znaczy. Mam wyrzuty sumienia, że robisz to kosztem swoich spraw, swojego życia towarzyskiego. - Uśmiechnął się promiennie - Sylwiu, chcę żebyś wiedziała, że ja...
Przerwał mu natarczywy dzwonek do drzwi i Arek niechętnie wstał i poszedł zobaczyć któż to za nimi stoi. Otworzył je i uśmiech zamarł mu na ustach. Marcin nie czekając na zaproszenie, wtargnął do środka.
- Chce porozmawiać z Sylwią - oznajmił donośnie. - Gdzie ona jest?
Zanim uzyskał odpowiedź , wszedł do pokoju i stanął na przeciw  dziewczyny. - Zostaw nas samych - zwrócił się do Arka.
- Nie - zaprotestowała gwałtownie - on tu zostanie.
- No dobra, skoro tak chcesz. - Marcin machnął ręką. Usiadł obok Sylwii na kanapie, podczas gdy Arek stał oparty o framugę drzwi.
- Skarbie - zaczął Marcin - bardzo za tobą tęskniłem. Chcę, żebyś do mnie wróciła. Od dawna wiedziałem że tu mieszkasz. Od razu też domyśliłem się, co oznaczają te buciki. Długo trwało zanim podjąłem decyzję o przyjściu tutaj i ...
- Rzeczywiście długo - przerwała mu. - Minęło ponad pięć miesięcy. 
- Kochanie - kontynuował z miną niewinnego chłopca - zależy mi na naszym związku. Jesteśmy dla siebie stworzeni i będziemy mieli dziecko. Potrzebujesz mnie. Sama nie zdołasz utrzymać siebie i naszego dziecka.
- Jesteś w błędzie - odpowiedziała mu, ściskając w dłoni rąbek kwiecistej sukienki. - Nie kocham cię już. Poza tym to nie ty jesteś ojcem mojego dziecka.
- Nie wierzę. Nie mogłabyś mnie zdradzić.
- To prawda i dobrze że przynajmniej to wiesz. Ale nie masz do mnie żadnych praw.
Nagle oboje wstali. Marcin złapał Sylwię za rękę. - Nie będę dłużej o tym dyskutować. Wyjdziesz ze mną i to natychmiast.
- Czego ty ode mnie chcesz? - Nie wytrzymała dotychczasowego opanowania. - Od dawna mnie zaniedbywałeś. Ważni byli koledzy i imprezy. Wracałeś do domu w nocy a jak idiotka czekałam na ciebie z obiadem. Nawet nie zauważyłeś jak cierpię z tego powodu.
- Maleńka - dotknął jej ramienia.
- Nie dotykaj mnie - odepchnęła jego rękę - zawsze miałeś tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, szkoda tylko że nie ze mną. Chciałam zostać twoją żoną, nawet nie wiesz jak bardzo. Teraz jak widzisz zostanę matką. To dziecko jest dla mnie najważniejsze, a ty nie potrafisz kochać, ani mnie ani tego dziecka. Przez pięć miesięcy nawet do mnie nie zadzwoniłeś. Nie martw się, niczego od ciebie nie chcę.
Arek widząc zdenerwowanie Sylwii pośpieszył z pomocą.
- Nie masz tu już nic do roboty. Najlepiej uszanuj jej decyzję i nie stresuj więcej bo to nie jest dobre ani dla niej ani dla dziecka.
- Jeszcze do mnie przybiegniesz. Będziesz mnie błagać na kolanach, żebym do ciebie wrócił. - Marcin aż poczerwieniał ze złości.
Po tak stresującej rozmowie Sylwia poczuła potrzebę zaczerpnięcia świeżego powietrza. Spacerując po parku, poczuła, jak opadają z niej emocje. Wędrowała alejkami po suchych liściach. Kiedy dziecko zaczęło wyprawiać harce w jej brzuchu, usiadłą na pobliskiej ławce.
- Czy wyjdziesz za mnie?  - Usłyszała za sobą niewyraźny głos. Obróciła głowę. Za ławką stał Arek, który obszedł ławkę i uklęknął przed dziewczyną.
- No i jak? Co mi odpowiesz? - Sylwia zaniemówiła. - Dopóki byłaś w związku z Marcinem, mogłem być tylko twoim przyjacielem, ale teraz nie chcę cię stracić, ani czekać z tym pytaniem, bo ktoś inny mógłby znowu mnie ubiec. Kocham cię i chce być ojcem dla dziewczynki którą niedługo urodzisz.
- Skąd ty się wziąłeś w moim życiu? - Wyrzekła Sylwia wzruszona Sylwia. - Zdobyłeś moją miłość już dawno, tylko wcześniej tego nie widziałam.





Według narodowego spisu powszechnego z 2011 r. przeszło jedna czwarta dzieci w Polsce wychowywała się w tzw. rodzinach niepełnych. Zdecydowana większość samotnie wychowujących dzieci to matki.Sądząc po rosnącej liczbie rozwodów, można spokojnie szacować, że w tej chwili samotne matki w Polsce stanowią ok. 30% wszystkich rodzin. I jest to tendencja rosnąca.


Pomyśl o dziecku. Wybierz świadome macierzyństwo.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co z tymi ludźmi?

PRACA CZY NIEWOLNICTWO ?

Nic co kobiece nie jest nam obce